sobota, 16 sierpnia 2014

Dokąd zmierzamy?



     W zgiełku i chaosie pędzimy na oślep zaliczając kolejne dni. Odliczamy upływający czas, dzieląc go na godziny, tygodnie, miesiące. Oby do wieczora, weekendu, urlopu, wakacji, do dorosłości dzieci, żeby usamodzielniły się i nie trzeba się było o nie martwić... I nadchodzi ten wyczekiwany, upragniony moment a potem mija i... trzeba wyznaczać następny cel. Bo przecież gdy będziemy mieli tyle a tyle lat czy osiągniemy to czy tamto, to będziemy już w końcu szczęśliwi i spełnieni. Tylko, dlaczego jednak nie jesteśmy? Dlaczego przekraczamy ten wyznaczony punkt na linii czasu i nie odczuwamy zmiany wewnątrz, w swojej duszy? Tęsknota zostaje... I poczucie, że nadal coś jest przed nami, że czeka na odkrycie, że nadałoby to wreszcie sens, wyciszyło w sercu "jaskółczy niepokój". Co to takiego?
Może to przeczucie, a czasem nawet pewność, że świat fizyczny to nie wszystko? Że jest on iluzją, daną nam po to, byśmy mogli ćwiczyć ujarzmianie swoich zmysłów i pragnień?
Może to podświadoma pewność, że nie jesteśmy mali i bezbronni? Że stanowimy nierozerwalną część potęgi, która powołała nasz Wszechświat do życia? Że mamy wpływ na to, jak to nasze ziemskie życie się toczy?
Może czas pojąć, że nie jesteśmy tu po to, żeby zdyszani dobiec do celu, zaliczyć pewien etap, ale po to, by wędrować, dostrzegać, pojmować, radować się, poczuć swoją moc?

Dokąd zmierzamy?
Każdy z nas swoją własną drogą zmierza do Boga. Każda z tych dróg jest inna. Ale mają one jeden wspólny mianownik- otwarcie na drugiego człowieka w głębokim przeświadczeniu, że jesteśmy razem z nim nierozerwalną częścią większej całości. Świadomość tego faktu jest potężną mocą, która rozświetla nam drogę ku Światłości i wyłania z mroku ścieżkę...
Szukając odpowiedzi czytujemy Biblię, Bhagavad gitę, sutry, Koran, Torę, zaginione ewangelie czy teksty z Qumran. Każda z tych ksiąg budowała odmienną religię. Jest to o tyle absurdalne, że tylko połączone razem, jako uzupełniające się źródła wiedzy tworzą spójną wizję świata. Idea wyłaniająca się z tej wizji jest prosta: "Każde ludzkie szczęście jest stopniem do pogłębiania Boskiej miłości".
Zatem jesteśmy tu po to, by rozpoznać w ziemskim życiu tymczasowy przystanek na drodze ku Jedności. Czyli zostaliśmy powołani do szczęścia:)
  

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się puenta tego tekstu. Naprawdę! Jeżeli moim życiowym celem jest bycie szczęśliwą, to ja już jestem szczęśliwa, że niczego więcej nie muszę szukać ;-)

    PS. A jak tam idzie opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do takiego wniosku kiedyś doszłam, że tak naprawdę właśnie po to urodziliśmy się - żebyśmy byli tutaj, na tej cudnej planecie szczęśliwi. Trzeba tylko uświadomić sobie, że to czy tak będzie, czy nie, zależy od nas:)

      Opowiadanie zakończone, ale ponieważ zapadła decyzja wydania go drukiem nie bardzo mogę zamieszczać kolejne rozdziały na blogu. Może jeszcze chociaż połowę 6 rozdziału...;)

      Usuń
    2. Będzie druk?! Wow! Jestem pod szczerym wrażeniem. Gratuluję! I w takim razie w pełni rozumiem i już nie nagabuję ;-)

      Usuń
  2. Trudny tekst... Czyli, gonimy za szczęściem ale nie potrafimy go złapać? Dlatego, że nie rozumiemy co by nas mogło uszczęśliwić w pełni?
    pozdrawiam, Iga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, chyba mniej więcej o to chodzi, o zrozumienie co jest najważniejsze, czyli co nas uszczęśliwia. Wydaje mi się, że jest to świadomość tego, że świat materialny nie jest jedynym, że możemy sięgnąć dalej... i tam odkryć kim naprawdę jesteśmy.
      Pozdrawiam Cię, Igo:)

      Usuń
  3. Każdy z nas ma pełne prawo do szczęścia, wręcz jest to naszym powołaniem. Często gubimy się na ścieżce, która do niego prowadzi, skupiamy się nie na tym co mogłoby dać nam radość, albo po prostu go nie zauważamy. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, mam wrażenie,że szukamy ciągle czegoś większego, bardziej spektakularnego, omijamy przy tym istotne drobiazgi:)

    OdpowiedzUsuń