Usłyszałam niedawno świetny kawał.
Nie wiem, czy wystarczająco śmieszny, żeby kogoś rozbawić, ale
świetny swoją wymową i arcyciekawym przesłaniem. Przytaczam
przefiltrowany przeze mnie, więc może nieco zmieniony, ale liczę,
że sens pozostanie.
W czasie olbrzymiej powodzi w
zamęcie i chaosie jeden z ludzi wspina się na piętro swojego domu,
w końcu dociera na dach, gdyż woda podchodzi coraz wyżej. Podpływa
ponton i siedzący w nim ludzie krzyczą w jego stronę:
- Wsiadaj!
Na to mężczyzna odpowiada:
- Nie, Bóg mnie uratuje.
Za jakiś czas podpływa łódź i
ponownie rozlegają się zachęty:
- Wsiadaj człowieku, bo utoniesz!
Pada ta sama odpowiedź:
- Zostaję tutaj, Bóg z pewnością
mnie uratuje.
Po chwili pojawia się helikopter.
Sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, woda podchodzi już do pasa
mężczyzny. Z helikoptera rozlegają się krzyki:
- Człowieku, za chwilę utoniesz!
Wsiadaj natychmiast do helikoptera!
I tym razem pada odmowna odpowiedź:
- Nie trzeba, Bóg mnie nie opuści.
Uratuje mnie z pewnością.
Człowiek zostaje sam, woda sięga mu
już do szyi, nie potrafi pływać więc zaczyna się krztusić i z
rozpaczą woła:
- Boże! Tak Ci ufałem, prosiłem o
Twoją pomoc. Dlaczego mnie zawiodłeś?
Rozlega się głos z góry:
- Wysłałem ci ponton, wysłałem
ci łódź a w końcu helikopter! Co jeszcze mogłem dla ciebie
zrobić?No właśnie... Często czekamy na przejaw bardziej spektakularny, niezwykły i pozaziemski. Zapominamy, że Bóg przemawia do nas w sposób, który swoim umysłem zamkniętym w klatce materii, jesteśmy w stanie pojąć.
Jesteśmy przejawem Wieczności, będąc małym człowiekiem, jesteśmy częścią Bożego Zamysłu. Jesteśmy Jego fragmentem, mamy z Nim nieustanną łączność, tyle tylko, że nie umiemy słuchać, nie potrafimy dostrzegać w prostych wydarzeniach istnienia Wieczności.
O tyle dziwne, że będąc Nim, sami jesteśmy sprawcą ingerencji. Swoją myślą przyciągnęliśmy łódź a potem nie chcemy z niej skorzystać czekając na Cud:)
Znam ten kawał. I zawsze przypomina mi się inny, ale z podobnym przesłaniem. Może znasz tą historię? Pewien człowiek chciał wygrać w lotka i tak się modli do Boga i go prosi, aby dostał główną wygraną. Na co Bóg mu odpowiada, że najpierw trzeba zagrać, żeby wygrać.
OdpowiedzUsuńI właśnie chyba z tym mamy największy problem. Dużo chcemy, ale najlepiej tak żeby "samo się wydarzyło". A samemu ruszyć swoich czterech literek to już rzadko komu się chce ;-)
Też już kiedyś słyszałam tę opowieść, bardzo prawdziwą zresztą. Ludzie nie wiedzą czego szukać, jeśli chodzi o Boga. Zawsze bawią mnie te masowe pielgrzymki, bo rzekomo tylko jakiś cudowny obraz na drugim krańcu Europy może uzdrowić nasze życie.
OdpowiedzUsuńPielgrzymka na koniec Europy nie jest jeszcze taka zła, bo świadczy o tym, że ktoś szuka a skoro tak, to wierzy, że może znaleźć a skoro wierzy - to znajdzie, a przecież o to chodzi. Najgorsze jest siedzenie z założonymi rękami i czekanie aż "to coś" samo nas odnajdzie.
UsuńPozdrawiam:)